top of page

Pana Rafała niezwykłe przygody z historią

16.06.25

Piotr Boroń

Za sprawą Krzysztofa Stanowskiego, który podczas pamiętnej debaty w TV Republika zacytował „mrożący krew w żyłach” fragment książki Rafała Trzaskowskiego, wywiad rzeka z prezydentem Warszawy z dnia na dzień stał się prawdziwym czytelniczym hitem. Nawet nieprzychylnie nastawieni do polityka rodacy rzucili się, właśnie za sprawą memicznych już rekinów i węgorza, do księgarń po „Rafała”, by oddać się wnikliwej lekturze wynurzeń tytułowego Rafała. A przy okazji wyłowić z książki co smakowitsze i zarazem zabawne (czytaj: kabotyńskie, mitomańskie) kąski. „Rafał” lawinowo obrasta w swojego rodzaju „literaturę przedmiotu”: mnożą się recenzje, komentarze, omówienia i poświęcone mu wypisy, czego ciekawym przykładem może być obszerna recenzencka wiwisekcja autorstwa Stanisława Janeckiego „Ostatni prawdziwy człowiek”. Redaktor tygodnika „Sieci”, nazywający wywiad rzekę z Rafałem Trzaskowskim „najbardziej narcystyczną autobiografią w III RP”, choć cytuje liczne historyczne ekskursy pana Rafała, zdaje się nie zauważać dziwnych erudycyjnych potknięć prezydenta Warszawy, który kreuje się przecież na wielkiego znawcę historii, w tym na pasjonata epoki napoleońskiej. Już pobieżna lektura owych ekskursów każe postawić pod dużym znakiem zapytania wiedzę historyczną Trzaskowskiego, w końcu doktora nauk humanistycznych, który Donacie Subbotko na ponad czterystu stronach opowiada, jak nas informuje tekst z okładki książki, „o rodzinie, o dorastaniu w czasach komuny, o miłości do historii, literatury i sportu”.

Pan Rafał to nie tylko miłośnik i, przynajmniej w swoim mniemaniu, znawca historii. To także jej czynny uczestnik i ważny świadek. Nie tylko dzielnie znosił, już jako dziecko, a następnie młodzieniec, trudy codziennego życia w PRL-u, stojąc w „kolejkach po szynkę i papier toaletowy”. Zdążył także załapać się na walkę z komuną. Może nie kreuje siebie na kombatanta antykomunistycznego podziemia, ale jednak gdzieś między wierszami w jego wspomnieniach z lat realnego socjalizmu pobrzmiewają niemal martyrologiczne nuty. No bo przecież „trzeba było czasem stanąć w kolejce, raz czy dwa dostałem pałą przez plecy od ZOMOW-CA”. Oczywiście podczas antykomunistycznych zadym, na które jako licealista ochoczo chodził. To jeszcze nie wszystko. Pan Rafał przywołuje ciekawy epizod z opozycyjnymi ulotkami i SB w roli głównej: „Pamiętam, że kiedy w 1987 albo 1988 roku powiesiliśmy w szkolnej gablocie opozycyjne ulotki, pojawili się funkcjonariusze SB i wzięli go (dyrektora liceum – P. B.) na rozmowę. Dyrektor uznał, że to ja, jako szef samorządu, jestem za te ulotki odpowiedzialny, i kazał mi je zdjąć. Ale w 1989 roku nauczyciele byli już raczej dumni z tego, że my w ogóle coś takiego robimy”. Można powiedzieć: jaka wzruszająca historia i jaki dowód na to, że nasz kandydat na prezydenta RP już od najmłodszych lat był lubiącym ryzyko buntownikiem. Tylko, że jest to historia mało wiarygodna, nie wszystkie w niej elementy do siebie pasują. „Szefem” samorządu Trzaskowski został mając siedemnaście lat (były to jego pierwsze, jak sam twierdzi, wygrane wybory), a więc musiało to być w roku 1989, kiedy młody Rafał faktycznie czynnie zaangażował się w czerwcowe wybory. Trudno uwierzyć, aby pan Rafał nie pamiętał dokładnie daty swojej „ulotkowej” działalności, narażającej go w końcu na nieprzyjemności ze strony SB. Zaskakuje też finał historii: pojawili się funkcjonariusze SB, pogadali z dyrektorem, może pogrozili palcem i ot tak sobie poszli. Dzielnemu licealiście włos z głowy nie spadł, wystarczyło, że zdjął wraże ulotki. W jakim celu Trzaskowski konfabuluje i zasłania się rzekomą niepamięcią, wydłużając staż swojej „podziemnej” działalności do roku 1987?

O ile w przypadku przeszłości własnej narratora może (niech już mu będzie) zawodzić pamięć, o tyle w ukazanych w „Rafale” dziejowych perypetiach członków rodziny prezydenta Warszawy pojawiają się zgoła zadziwiające fakty, których przywołanie dowodzi, że „miłośnik historii” Trzaskowski bywa z tą historią zupełnie na bakier. Pan Rafał, jeśli idzie o rodzinną genealogię, naprawdę ma się czym pochwalić. Jego antenaci walczyli prawie we wszystkich powstaniach i odgrywali w nich znaczące role. Oto mamy Karola, dzielnego stryjecznego brata pradziadka Bronisława, który „dowodził belwederczykami w 1830 roku, to znaczy jest wymieniany w książkach jako ten, który z Józefem Wybickim zaatakował Belweder w powstaniu listopadowym”. Józef Wybicki wprawdzie zmarł w 1822 roku, ale kto wie: może nasz polityk, w końcu człowiek oczytany, faktycznie gdzieś znalazł taką niebywałą informację, którą, jako że dotyczyła jego przodka, po prostu przyjął na wiarę. 

Młody Rafał wspomina, że wychowywany był przez swoją babcię ze strony mamy w kulcie marszałka Piłsudskiego. Babcia podobno chodziła go oglądać, gdziekolwiek się pojawił. No i proszę, jakie szczęście miała babcia Florentyna, która „Jako osiemnastolatka czekała na dworcu, gdy 10 listopada 1918 roku wjeżdżał pociągiem do Warszawy”. Trzaskowski wierzy oczywiście swojej babci na słowo, bo przecież w jego rodzinie takie wydarzenia jak to z 10 listopada 1918 roku były na porządku dziennym. Tyle że poczciwej babci najprawdopodobniej nie było pośród garstki członków POW, którzy już o 7:30 witali przybyłego z Magdeburga Komendanta. Być może wybierała się, podobnie jak inni warszawiacy, na dworzec Wiedeński na godzinę 12.00 (zapowiadana godzina przyjazdu Ziuka) albo, co wydaje się bardzo prawdopodobne, uczestniczyła w jakimś powitaniu Piłsudskiego na dworcu już w późniejszym czasie i ten bardzo ważny dla niej fakt zlał się w jej pamięci z historyczną datą 10 listopada 1918 roku.

I jeszcze jedna dziejowa ciekawostka. Na końcu wywiadu umieszczono biogramy osób, które przewinęły się w rozmowie Rafała Trzaskowskiego z Donatą Subbotko. Znajdujemy wśród nich życiorysy postaci historycznych, w których podano fakty, często dość tendencyjnie wyselekcjonowane. Mnie zaintrygował zwłaszcza jeden biogram: Emilii Plater, która figuruje w nim jako „kapitanka Wojska Polskiego”. W 1831 roku, kiedy to gen. Dezydery Chłapowski nadał Emilii Plater honorowy stopień kapitana, nie istniał (zresztą nadal nie istnieje!) stopień wojskowy o cudacznej nazwie „kapitanka”. Nie Rafał Trzaskowski jest autorem biogramów, ale to on swoim nazwiskiem firmuje całość „Rafała” i wszystkie zawarte w nim historyczne kurioza. Ja zwróciłem uwagę tylko na niektóre. Być może inni czytelnicy, znawcy historii, odnajdą jeszcze inne i odpowiednio je, z korzyścią dla prezydenta Warszawy, nagłośnią. W końcu na okładce książki wydawcy wzmiankują, że „Rafał” to „pierwszy wywiad rzeka z Rafałem Trzaskowskim”. A skoro tak, kolejne będą z pewnością bardziej staranne, bo jego autor to nie tylko miłośnik historii, ale i prawdziwy perfekcjonista, który lubi uczyć się na błędach.


AKTUALNOŚCI

16.07.25

Biografia mniemana

„Historyk z Inflant Polskich Gustaw Manteuffel (1832-1916)” Radosława Budzyńskiego

bottom of page